był zimny, blady i pokryty szronem. w sumie... to był on nijaki. stał i
patrzył na mnie tymi swoimi nieprzeniknionymi oczami. a i one były
nienaturalne, wręcz powiedziałabym, że nieludzkie: niebieskie,
zlodowaciałe na wskroś. jego włosy unosiły się jakby na wietrze; plątały
się wzajemnie, sprawiając wrażenie zmartwionych, że zaraz odlecą lub połamią się na
miliony kawałków, kiedy puszczą siebie nawzajem.
stał i patrzył na mnie. nie
wydobył z siebie żadnego dźwięku. nie widziałam nawet, czy jego klatka
piersiowa unosi się przy wdechu, a opada przy wydechu. nieistniejący w
moim zasięgu.
cisza była przeraźliwa. krzyczała milionem potłuczonych
słów i przeszywała każdy skrawek mojego nieobecnego, przezroczystego
ciała. co się ze mną działo? czemu nie mogłam się ruszyć? chciałam do
niego podejść, ale nie byłam w stanie drgnąć choćby palcem. musiałam na
niego patrzeć.
mijały minuty, godziny, dni... a my wciąż byliśmy
niematerialnymi posągami. zaś po kilku latach spadła na ziemię moja pierwsza
łza, a za nią kolejne. wypłakiwałam najczystsze strumienie oraz
jeziora tego świata. płakałam i krzyczałam. z ust zaczęła spływać krew
od poharatanych strun głosowych; z każdym wypowiedzianym wyrazem kawałki
ostrego lodu wbijały się coraz głębiej i głębiej. on mi to robił.
to
jego cisza, jego pusty wzrok i sztuczna obecność mnie krzywdziły. robił
to specjalnie. nadrabiał swoją nieobecność niewidzialnym dotykiem,
który czułam kiedy zamykałam oczy.
a ja swoje biedne, zmęczone od
patrzenia na niego oczy wciąż i wciąż torturowałam jego widokiem. chciałam
żeby był przy mnie. nie musiałabym wtedy na niego kierować swojego
wzroku, aby sprawdzić czy istnieje - czułabym ciepło jego oddechu na
policzku. nie musiałabym sięgać krzykiem po niego tak jak teraz gdy...
...obudziłam
się mokra od potu i łez. serce waliło mi w pierś jak oszalałe, jakby
kowal właśnie wyrabiał nową maszynę pompującą krew, która również
odpowiedzialna była za wszelkie uczucia. może ten kowal chciał mi dać
nowe serce? może to ON chciał dać mi swoje, abym mogła spać spokojnie?
położyłam się, zakryłam szczelnie kołdrą i wtuliłam w wilgotną, chłodną poduszkę. chłodną tak samo jak jego (nie)obecność.
Dobrze piszesz, pozostanę tu.
OdpowiedzUsuńdziękuję, zapraszam w takim razie częściej. więcej wpisu tego typu znajdziesz w "niematerialnej rzeczywistości". taka odskocznia od życia realnego.
UsuńBędę zaglądać na pewno.
UsuńSwój ostatni wpis usunęłam, ale odpowiem tu na Twój komentarz. To nie kwestia, że coś dzieje się pod przykrywką zbyt dużych emocji. Marzenia przestaja być marzeniami, a jedynie jakie pagnienia w nas się budzą, to pcozuć się lepiej. Wiele się porzuca, ja mam nadzieję, że wrócę do tego, nawet jestem pewna, ale potrzeba czasu. Ściskam
pamiętam jak chciałam spełniać się w rysunku. kształcić się, uczyć, pracować nad swoimi pracami itd. ja jednak byłam zmuszona to rzucić przez... moich bliskich. "po tym nie ma żadnych pieniędzy" - słyszałam to codziennie. i to jest chyba gorsze od dobrowolnego porzucenia. dlatego zrób wszystko by nie poddać się w swoich pragnieniach, marzeniach.
UsuńA prawdą jest, że jeśli robimy coś co kochamy i co nam daje radość, to łatwiej będzie nam z tego żyć, cieszyć się. Często słyszę: "śpiewasz, to się studiuje? " Albo właśnie, że z tego nie wyżyje. Ktoś się odnajduje w handlu, ktoś w czymś innym. Dlatego mimu braku sensu w sobie wierzę, że uda się żyć po swojemu, Tobie mnie. Pamiętaj, spełniać się można zawsze, niezależnie od wieku. Jeśli to ważne, może spróbuj.
Usuńwiesz, chciałabym, żeby tak było - tak jak piszesz. jednak u mnie to już raczej nie jest możliwe. chyba, że przejdę na emeryturę i będę miała wystarczająco pieniędzy, aby oddać się zupełnie czemuś innemu.
Usuńporusza mnie każda linijka...
OdpowiedzUsuńchciałabym Ci coś tutaj odpowiedzieć, ale... nie wiem co. poruszenie to indywidualna sprawa - każde jest inne.
Usuńuwielbiam Cię czytać.
OdpowiedzUsuńdziękuję, cieszę się z tego powodu. nigdy sobie nie zdawałam sprawy, że moje wymyślone bazgroły komuś się spodobają.
UsuńIdealnie dobrane słowa...
OdpowiedzUsuńsama jestem zaskoczona efektem końcowym, wiesz?
UsuńWiem. Bardzo dobrze piszesz. Byłabyś dobrym dziennikarzem. :)
Usuńheh, to się okaże czy faktycznie wybiorę ten kierunek. ;) jeszcze nic niewiadomo.
UsuńNajważniejsze, abyś wybrała zgodnie sama ze sobą. :)
Usuńzgodnie ze sobą, ale tak, żeby później coś z tego w życiu mieć - ciężko...
UsuńNadmierność ''się'' oraz prostolonijność tak ogółu, jak metaforyki nieco ppdrażniła moje poczucie estetyki, niemniej tekst sam w sobie uważam, za dobry; do gustu przypadło mi szczególnie zakończenie. Szczerego powodzenia ku dalszej drodze rozwoju pisarskiego. Ciepluchno pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńdzięki za zwrócenie uwagi o "się". poprawiłam to na tyle ile byłam w stanie.
UsuńDroga Corset. Moje zdanie nie oscyluje wokół dogmatu. Fakt, iż coś nie podlega poczuciu mojej estetyki nie obliguje nikogo do natychmiastowych poprawek. Nie jestem krytykiem literackim, a zwykłą, randomową personą, która jedynie wyraziła swoje zdanie. Piszesz tak, jak czujesz, swoim własnym, prywatnym serca piórem.
Usuńdoskonale zdaję sobie z tego sprawę, że to tylko Twoja opinia. :) jednak każde słowa biorę sobie do serca. przeczytawszy kilka razy swój tekst zauważyłam, że faktycznie jest kilka powtórzeń i błędów stylistycznych. większość z tych rzeczy dostrzega się dopiero za którymś razem, a nie tak od razu. także dziękuję Ci. :)
UsuńCieszę się zatem, iż mogłam służyć pomocą. I dziękuję za pozostawienie komentarza u mnie. Dla bloggera każdy z nich jest na wagę złota <3
Usuńkażde Twoje słowo ma moc... oj ma :) bo jest prawdziwe.
OdpowiedzUsuńPięknie ujęłaś to w słowa. Cisza czasem potrafi zranić głębiej niż wypowiedziane słowa.
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje wpisy. Są liryczne do bólu. Chciałabym tak pisać.
OdpowiedzUsuńlubię cię czytać, ale ty to wiesz :)
OdpowiedzUsuń