25 sierpnia 2014

nie-zmieszanie

ponad dwadzieścia par oczu skierowanych na mnie. już wystarczająco byłam rozbiegana i rozlatana, a nerwy z tym wszystkim związane jedynie mnie dołowały i zniechęcały do jakiegokolwiek działania. ktoś przychodzi, a za chwilę wychodzi; trzeba przywitać, trzeba iść pożegnać - i tak w kółko. niezręczne chwile ciszy, wybuchy śmiechu i szepty lub przyciszone rozmowy. dwie sale - dwa razy więcej ludzi. i jak ja miałam to ogarnąć?
kiedy wszyscy ci co mieli przyjść, stanęli w kręgu i czekali na mnie. wstyd i zmieszanie przy śpiewaniu sto lat. niezręczne i niepewne wypicie kieliszka. no bo przecież oni nie wiedzą... do dna. śmiechy, klaskanie i dogadywanie, że chyba już musiałam gdzieś to robić, bo dobrze mi poszło. chciałam uciec. w tamtym momencie chciałam uciec, zniknąć, przez chwilę nie istnieć. nienawidzę takich chwil; nienawidzę być w centrum uwagi.
później się wszystko rozkręciło. wódka na stole - jedna kolejka, druga, trzecia... ja delikatnie popijałam drinki i wypiłam jednego czystego z dobrym znajomym. alkohol dodał mi odwagi. poczułam się lżejsza i pewniejsza siebie, nie przejmowałam się już niczym. nie, nie byłam pijana, ale nie byłam też całkiem trzeźwa.
zgaszono niektóre światła, włączono głośnie muzykę. gdzieś na drugiej sali również były czyjeś urodziny. nikogo nie znałam stamtąd, ale ode mnie kilka osób tak. dołączyli do nas. tańce, zabawa, alkohol. to nie w moim stylu, zupełnie. kiedy wódka zaczęła ustępować znów poczułam zażenowanie i skrępowanie.
(...) po chwili płacz i pierwszy zgon. do kogo iść? wysyłam Mojego do zgonu, a ja do płaczu. bez Niego bym sobie nie poradziła. pomagał mi wszystko ogarniać, w razie czego zawsze służył swoją pomocą. wiesz co, Schizofrenio? masz złotego tego swojego. pamiętaj by się z nim ożenić. mówi ledwo przytomny chłopak przyjaciółki, z którym wcześniej poszłam na jednego czystego. ożenić się z Nim? uśmiecham się lekko. a nie wyjść za mąż? nie, kurwa, ożenić i już! (...)
wymioty, smród zwróconej zawartości i podtrzymywanie nad krzakiem przyjaciela. wszyscy goście już pojechali, a teraz trzeba odwieźć tych, co nie mieli jak wrócić o domu.
i wszyscy rozwiezieni.

kiedy wysiadłam z samochodu pod domem i w nozdrza uderzył mnie zapach nocy, pierwszy raz od rozpoczęcia się urodzin poczułam ulgę oraz przyjemne mrowienie zrelaksowania. to nie ja nalegałam, żeby zrobić imprezę łączoną... w duchu modliłam się, żeby to wszystko już się skończyło.



8 komentarzy:

  1. uh, też nie przepadam za byciem w centrum uwagi, a już na pewno nie za odpowiedzialnością za imprezę. wódka zawsze trochę pomaga, substancja rozluźniająca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo rozluźniająca, przyjemnie mydląca oczy.

      Usuń
  2. Nieodłączny element każdej imprezy... rzygi, zgony i smród!

    OdpowiedzUsuń
  3. Alkohol chyba zawsze pomaga w zdobyciu pewności siebie. Dobrze wiem, co czujesz. Chyba najgorszy jest moment, kiedy wszyscy śpiewają Ci "sto lat", a Ty nie wiesz jak się zachować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, "sto lat" to najgorszy moment. stałam jak głupia i sztucznie się uśmiechałam uciekając wzrokiem przed ludźmi.

      Usuń
  4. Szkoda, że impreza, która w gruncie rzeczy powinna być miłym wspomnieniem, została przez Ciebie zapamiętana w ten sposób.

    I rozumiem ten stres wywołany koniecznością bycia w centrum uwagi i panowania nad sytuacją. Świadomość, że powinnaś być w kilku miejscach na raz na pewno w niczym nie pomagała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, tu chodzi ogółem. nie lubię takich imprez, nie chodzi o zapamiętanie tej jednej.

      żeby tylko o to chodziło...

      Usuń