godziny mijają szybciej niż zwykle. całą swoją siłę byłej egzystencji skupiam na odbudowie tego co zaniedbałam. mięśnie tracą kontrolę nad ciałem, którego przez jakiś czas nie doceniał. nikt nie zwracał na nie uwagi. gorący ból przeszywa od początku do końca. pot spływa po ramionach, karku i nogach.
stać mnie na więcej. frustracja ogrania kiedy chcesz, ale mimo wszystko stajesz. znajdujesz byle pretekst by się usprawiedliwić. piętnaście minut na dwadzieścia pięć - zdecydowanie za mało.
chcę więcej, szybciej, mocniej i intensywniej.
daję z siebie prawie wszystko. nie przestaję tylko każdego dnia przez półtorej godziny zabijam swoje słabości. słabości mojego ciała.
16 października 2014;
słońce odeszło. jeśli zachce to coraz później wstaje i wcześniej kładzie się spać. zastępuje je deszcz, który z każdym dniem coraz to bardziej mi się podoba mimo chłodu, mimo wiatru i jego złośliwości. jednak gdzieś pomiędzy znanymi mi już strumieniami pojawia się znowu
po raz kolejny strach. czy sobie poradzę? czy nie zawalę jak przedtem? czy wyrobię się do końca miesiąca? połowa czasu umknęła a ja nie zrobiłam żadnego kroku w tę tylko jedną stronę abym miała spokój psychiczny. zwyczajnie mi się nie chce. znów uciekam, ale nie przed samą sobą tylko przed tym co muszę.
ale mi się zwyczajnie nie chce... byle do piątku, Kochanie.
kochana, rób wszystko ale pamiętaj aby robić to z rozsądkiem. nie bądź szaleńcem.
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki, abyś wygrała ze swoimi słabościami, bo to bardzo istotne.
OdpowiedzUsuńczyżbyś wróciła do ćwiczeń? ;>
OdpowiedzUsuńNie ma sensu uciekać przed samym sobą, bo zawsze ze sobą i w sobie będziemy. To jest ta pewność, że w tej symbiozie samego z sobą nic ani nikt nas nie opuści. Zawsze będziemy przy sobie.
OdpowiedzUsuń