20 grudnia 2014

nieskładnia

nieskładnia własnego ciała.
potencjalne obrzydzenie na każde nagie zerknięcie w stronę lustra.
pierwsze słabości zakrywają oczy pod warstwą braku własnej akceptacji, sprawiając że znów siebie nienawidzę. nienawidzę swojego ciała. własne małe powstania, które w większości zakończyły się porażką są pretekstem do sztucznego zapychania. byleby na chwilę zapomnieć, a potem mieć wyrzuty sumienia, że powoli doprowadzam się do stanu, w którym skóra się rozrywa.
to się znowu zaczyna dziać: dwa w jednym. nieszczęścia chodzą parami. krwawienie i rozrywanie. przecinanie i zapychanie.

hej, podeszłabyś ze mną jutro do psychologa, o którym mówiłaś?
jasne. [...]
okej, dziękuję bardzo.
nie ma za co. :*

po raz kolejny stchórzyłam. skłamałam żeby nie iść. od zawsze miałam jakieś dziwne uprzedzenie do psychologów i psychiatrów (a ja kimś takim chciałam - nadal chcę - być). a teraz jakoś nie umiem się przełamać, by pomóc samej sobie. by dowiedzieć się co jest ze mną nie tak. no bo w sumie... to znowu jest gorzej. doszły problemy z jedzeniem. wciskam tanie wymówki byleby nie iść do szkoły. zaczynam bać się ludzi. ale najbardziej zaczynam się bać siebie, gdyż nie wiem co się ze mną dzieje.

stopniowa utrata samej siebie. kosztem Ciebie.

8 komentarzy:

  1. Ale rozmowa dobrze ci zrobi, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętasz, co o tym mówiłam...
    Trzeba się przełamać. Zacisnąć zęby i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim życiu była sytuacja, że ludzie złamali mnie psychicznie. Totalne rozstrojenie. Kompletna beznadzieja. Zostałam zmuszona do psychologa, który następnie odesłał mnie z kwitkiem na dalsze leczenie. Po tym wydarzeniu jestem silniejsza, mimo, że wtedy myślałam, że sama dam sobie radę. Okłamywałam się każdego dnia, że to chwilowe załamanie, że jutro będzie dobrze. Doszło do tego, że garściami wypadały mi włosy, nie mogłam spać, jeść.
    Błagam, nie czekaj na ostatni dzwonek. Ratuj siebie. Nie warto się rujnować.

    OdpowiedzUsuń
  4. polecam i namawiam na wizytę... wiem że się boisz- to naturalny odruch. Nie myśl, nie zastanawiaj się - po prostu tam siebie zaprowadź - ja tak zrobiłam :) od jakichś dwóch miesięcy chodzę na regularne spotkania. Spróbuj. Pamiętaj że ten strach jest naturalny, obawa jest naturalna - wymówki które pojawiają się w Twojej głowie - też. To wszystko bo Twoja podświadomość zrobi wszystko ażeby nic nie zmieniać- bądź silniejsza :) po prostu siebie tam zaprowadź :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja zostałam wepchnięta do pokoju psychologa - i... zostałam tam na dłużej..

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zaszkodzi spróbować. Psycholodzy nie są tacy źli i naprawdę potrafią pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, pójść do psychologa ot tak, żeby sobie wycieczkę zrobić i pooszukiwać siebie, że "coś robię" - to nie ma sensu. Żeby psycholog mógł ci pomóc, musisz chcieć tej pomocy, chcieć zmian, walki i tak dalej. Tak naprawdę chcieć, bo nieraz jest tak, że chęci deklarujemy, ba, nawet nam się wydaje, że faktycznie bardzo mocno chcemy, ale coś w środku w nas podświadomie mówi: "nie". I dopiero, gdy i ten głosik zacznie mówić: "tak, ja również chcę" psycholog będzie miał szansę coś zdziałać. Tylko wiesz co? W momencie, kiedy jesteś gotowa przyjąć pomoc i walczyć, masz już wystarczająco siły, żebyś sama sobie poradziła. Decyzja jest twoja, Porcelano, nie odradzam, nie namawiam - ja tylko życzę ci dużo szczęścia i tego, by poukładało się w twoim życiu. :)

    OdpowiedzUsuń