brakuje mi rozmów. brakuje mi wina, truskawek z bitą śmietaną i zdrętwiałych palców od wystukiwania na klawiaturze. brakuje mi kogoś, kto był w pewien sposób zbliżony do moich lat, z kim mogłam porozmawiać prawie na każdy temat, zrelaksować się, pośmiać, popłakać wspólnie. wiem, że ja nie zawsze byłam fair, ale chyba każdy potrzebuje czasem pewnego odosobnienia, prawda? żeby móc o czym później rozmawiać. a teraz mimo, iż mogłoby być o czym pomówić, wymienić się to... jest cisza. cisza (nie)chciana. lub są pytania, ale nie pasuje pytać. albo... albo... albo, no właśnie. nie ma nic. suchy język w gardle, zimne palce na klawiaturze.
brakuje mi zrozumienia. tych wkurwiających wiadomości w nocy i nad ranem. o nieodpowiedniej porze. brakuje mi kobiety. dojrzałej, inaczej patrzącej na świat, obecne sprawy; kogoś, kto pod pewnymi względami jest bardziej doświadczony ode mnie i potrafi objąć skrzydłami, bo ja mała i głupia jestem. gówniara. tylko to wszystko przeminęło z wiatrem. wychodzi na to, że nie zostało już nic, prócz moich obecnych łez. bo wracają wspomnienia. czuję samotna zewsząd. czasem może atakowana. a każda ledwo rozpoczęta rozmowa składa się z niemych skinięć głową mhm oraz nieskładnym pokazywaniem pazurków i kłów. męczy mnie to. tylko na ten moment nie umiem inaczej. tylko ja wiem, że już chyba nie będzie inaczej - tak jak kiedyś.
ogólnie rzecz biorąc to zostałam sama w tym całym gównie. trochę z własnej woli (?), trochę nie z własnej. bo chciałam pomyśleć o sobie, bo myślałam, że tak będzie lepiej. i tej jednej rzeczy nie żałuję. zaś druga mnie czasem nurtuje, wyrywa serce z wyblakłej piersi. i to wcale nie on
weekend w Krakowie.
Ściskam Cię mocno...
OdpowiedzUsuńCzasem nić odosobnienia jak najbardziej potrzebna.
OdpowiedzUsuńSkoro, chociaż w części z własnej woli, to może to Ci się opłaci? Może jednak ten czas zaplusuje jakimś uporządkowaniem tego wszystkiego?
OdpowiedzUsuńTrzymaj się...mam nadzieję, że Kraków poprawił Ci nastrój..
OdpowiedzUsuńgdy wspomnienia wracają, to zostajemy z nimi sami najczęściej, bo musimy sami się z nimi zmierzyć, choć to tnie jak najostrzejszy nóż, rozcina jeszcze niezagojone blizny i wtedy potrzebujemy ciepła, wsparcia, rozmowy. ale co z tego, jeśli nikt się nie zgłasza? nie powiem, że to minie, bo chociaż tak będzie, to ciężko będzie Tobie w to teraz uwierzyć. po prostu to przetrwaj, jakoś, ale przetrwaj.
OdpowiedzUsuńa Kraków... akurat na ten weekend przyjechałam do domu, a szkoda, bo chętnie bym się z Tobą spotkała. mam jednak nadzieję, że pobyt w tym pięknym mieście choć trochę poprawi Twoje samopoczucie :*
chyba trochę się z tym utożsamiłam...
OdpowiedzUsuń