jestem, kurwa, żałosna. widzę w sobie beznadziejność w każdym calu, każdej żywej cząsteczce, przemieszczającej się po całym ciele. pojedynczym włosie, starej białej bliźnie lub siniakach na rękach. jestem nikim. w moim domniemaniu zataczam się w stan skrajny, w którym ledwo stąpam po niewidocznej granicy. drapię się po ciele, jakbym chciała pozbyć się bladej powłoki bezsilności. próbuję odetchnąć wolno tańczącą nocą, ale świeże rany nie pozwalają mi na jakiekolwiek ruchy. tak samo krzyczę, wrzeszczę na całe gardło, aż z krtani do moich ust spływa żelazna czerwień. zatkana przez nią tchawica przestaje powoli funkcjonować. rozpadam się kawałek po kawałku. samotność, orgazm, ślepy dotyk i udawane nie-życie. przez to moje dni zlewają się w szarość. gdzieś tam małe szczegóły zostały zgubione w ogniu, tlącym się nieśmiało.
nie mam żadnej motywacji, siły do dalszej walki o swoje marzenia, o siebie. chciałabym się rozpłakać, znów móc policzyć każdą łzę z osobna, aby wiedzieć, ile zniosłam od ostatniego płaczu. ale nie umiem. jestem zupełnie pusta i wyprana z uczuć.
Już dawno nie czytałam takiej hmmm rozpaczy?
OdpowiedzUsuńchyba tak to można nazwać...
UsuńJeśli dobrze pamiętam, pisałam Ci o spotkaniu z terapeutą. Dlaczego jesteś na 'nie'?
UsuńApatia jest nieprzyjemna, kiedy jest się przyzwyczajonym do tego, że łatwo wybucha się płaczem. A po takim czasie obojętności wszystko jest podwojone.
OdpowiedzUsuńwiesz, wypranie z uczuc to też uczucie, choc wiem jak to brzmi. takie momenty się zdarzają, złe, z nienawiścią do samej siebie, z obojętnością... ale cholera, nic nie trwa wiecznie, zwłaszcza taki stan, on minie, nie ma innej opcji. :*
OdpowiedzUsuń