Leżałam na trawie świeżej niczym rosa przed pojawieniem się pierwszych
promieni słońca. Starałam się jak najbardziej realnie wyobrazić sobie
delikatnie kłucie, zapach oraz kolor. Te trzy rzeczy były tak
przezroczyste jak jedna z najczystszych wód na ziemi; czyli nie czułam i
nie widziałam niczego.
Zewsząd otaczała mnie dzika natura. Odgłosy
zwierząt jeszcze nigdy nie były mi tak bliskie jak w tamtym momencie.
Jeleń spokojnie pasł się na pobliskiej polanie, lisica karmiła swoje
kilkudniowe dzieci, zające hasały i ganiały się beztrosko. Wszystko
dookoła tętniło życiem. Swoim własnym życiem, porządkiem pierwotnego
świata. Nikt ani nic nie zakłócało naturalnej kolejności rzeczy.
On
podszedł niezauważalnie niczym duch. Nie musiałam otwierać oczu,
żeby zobaczyć, że pochyla się nade mną i przygląda. Po prostu wiedziałam, czułam
całą sobą, że był blisko mnie. Łączyła nas szczególna więź, której nikt
nie był w stanie zrozumieć. Dlaczego? Bo on istniał tylko w mojej
głowie.
Położył się obok mnie. Nie spojrzał na mnie, nie zerknął. Po
prostu ułożył się kilka centymetrów ode mnie i zamknął oczy. Nie
musieliśmy ze sobą rozmawiać, żeby siebie rozumieć. Dlatego tak bardzo
łaknęłam, pragnęłam jego obecności nawet, jeśli nie była ona realna.
Robił ze mną rzeczy, które pragnęłam, był zawsze wtedy, kiedy tego
potrzebowałam, dawał mi to, co było w danym momencie konieczne dla
mojego ciała lub umysłu - bez wymiany choćby jednego słowa. Wystarczyło
samo spojrzenie. Jednak to wszystko czułam tylko przed swoimi oczami.
Chwycił mnie za rękę i uniósł ją do swoich ust.
Zaczął mnie po niej całować. Przyjemne mrowienie rozsypało się po moim
ciele jak malutkie diamenciki na ciele bogatej kobiety, która osiąga orgazm poprzez rzeczy materialne, błyszczące i drogie. Całowanie
było również jak dobre, niezdrowe jedzenie: kiedyś jesteś głodna i nienasycona i
spróbujesz chcesz więcej i więcej, gdyż sprawia Ci to przyjemność.
Jego pocałunki stawały się coraz
bardziej łapczywe i erotyczne. Doszłam do momentu, w którym chciałam
jeszcze więcej mimo, iż nie był to odpowiedni czas ani miejsce na
jakiekolwiek zabawy cielesne. W związku z tym upajałam się jedynie
czerwonymi, mokrymi śladami na mojej dłoni.
Nagle usłyszałam ujadanie
psa. Psa mi znajomego i zaprzyjaźnionego. Szczek był coraz bliżej mnie.
Nie chciałam otwierać oczu i wyrywać się z błogiego stanu, ale no
cóż... Nie można ignorować jakiegokolwiek niepokojącego Cię dźwięku.
Otworzyłam jedno oko. Ujrzałam mojego psiaka po prawej.
Otworzyłam
drugie oko. Mój psiak lizał mnie po ręce. Ja leżałam na swoim łóżku ze
słuchawkami w uszach. Dźwięki natury zawarte w piosenkach Wardruny
przeniosły mnie do mojej podświadomości. Poczułam jak zalewa mnie fala
gorzkiej rozpaczy. Zamknęłam oczy z nadzieję, że znów uda mi się zasnąć
półsnem.
Przeniosłam się w tamto miejsce... magia...
OdpowiedzUsuńTo samo zamierzałam napisać...Przeniosłaś nas w swój (piękny) świat...
UsuńTo było cudowne, naprawdę.
OdpowiedzUsuńSny, wyobrażenia toczone w głowie, historie które sami sobie opowiadamy... to drugie życie, a może i trzecie, czwarte, toczone równolegle przez naszą duszę...poza materią, poza tym co namacalne w dosłowności. I jak ocenić, który ze światów jest prawdą dla naszego serca?
OdpowiedzUsuńChoć ten opis akurat przywiódł do mnie całkiem namacalne i realne wspomnienia.
Dlaczego go nie ma?
OdpowiedzUsuńMagia. Niebezpieczna magia. Tak czarując łatwo stracić z oczy rzeczywistość i szanse, jakie nam daje. I łatwiej przychodzi niedocenianie, krytykowanie i rozczarowywanie się codziennością.
OdpowiedzUsuńJednak jak się oprzeć pokusie uciekania w świat fantazji? Nie da się.